Jak się pewnie domyślacie, podróżowanie niskobudżetowe to nie klasa business w samolocie, luksusowe hotele czy taxi na zawołanie. Tanie podróżowanie to przede wszystkim przygoda i survival, czego najlepszym dowodem był wyjazd do Włoch. Zacznijmy od początku, wyprawa do północnych Włoch, a raczej przeprawa przez północne Włochy nie była specjalnie planowana, podobnie jak każdy inny wyjazd. Pełen spontan towarzyszy nam zawsze. Wiedzieliśmy tylko, że na wrzesień musimy przygotować grubszy wyjazd na kilka dni. W tym celu przyleciał nam na pomoc Wizzair, obniżając ceny lotów do Włoch i to akurat na wrzesień. Najtańsze biletu kupiliśmy za 88 zł w dwie strony z członkostwem Wizzair Discount Club. Cel: Bolonia, Florencja, Wenecja i Mediolan. Tym razem wylatujemy nie z Warszawy, ale z lotniska Katowice-Pyrzowice, ale wracamy na lotnisku Chopina. Leci dziesięcioosobowa ekipa: Dawid, Tomek, Asia, Piotrek, Dominika, Rafał, Martyna, Monika i Łukasz.
Nasza trasa wyglądała następująco, wylatujemy z Katowic do Bolonii, autokarem jedziemy do Florencji, następnie do Wenecji. Z Wenecji pociągiem do Mediolanu, skąd wracamy do Polski. Warto dodać, że przejazdy autokarowe przewoźnikiem MegaBus (odpowiednik naszego PolskiegoBusa) kosztowały 1,50 euro na osobę za odcinek!
Wszystko zaczęło się od transferu Neobusem z Rzeszowa do Katowic, następnie bus z centrum Katowic do Pyrzowic. I startujemy do Bolonii, ale jak się okazało nie tak szybko. Lot Katowice -Bolonia opóźniony był około 3 godziny! Samolot, którym mieliśmy lecieć, wykonywał wcześniej trasę Katowice- Rzym- Katowice i właśnie opóźnienie powrotu z włoskiej stolicy spowodował komplikacje naszego wylotu. No cóż, z wieczornego zwiedzania miasta nici, pozostało nam zadowolić się marchewkowymi chrupkami i 7 days-em którego dostaliśmy w ramach opóźnień, czekając na lotnisku.
Po ponad 2 godzinach od planowanej godziny odlotu byliśmy w samolocie.
Po przylocie kupiliśmy bilety na autobus miejski kursujący z lotniska do centrum miasta.
Pierwszy włoski akcentu spotkał nas już na lotnisku.
W centrum pojawiły się pierwsze trudności ze znalezieniem naszego hotelu. Niestety, na dworcu nie było dostępu do wifi. Na szczęście Piotrkowi najpierw udało się bez problemów kupić mapę, a następnie w okolicach hotelu porozumieć się z Włochem, który wskazał drogę do recepcji hotelu. Jakby atrakcji było mało, na miejscu okazało się, że pokoje, które zarezerwowaliśmy mają awarię toalet i nie możemy ich dostać. Musieliśmy czekać około 30 minut w recepcji, ale w końcu udało się wynegocjować lepsze pokoje w ramach rekompensaty.
Nasz kolorowy hotel.
Po bardzo dobrze przespanej nocy i zjedzeniu śniadania wliczonego w cenę hotelu, czas aby polscy studenci zobaczyli studenckie miasto naszego rodaka, Mikołaja Kopernika.
Bolonia zachwyca od samego wejścia w starówkę i podziwiania słynnych tam arkad.
Starannie zachowane zabytki, kościoły z epoki średniowiecza i pozostałości wież tworzą unikatowy klimat tego miejsca.
Uniwersytet Mikołaja Kopernika to punkt obowiązkowy, a jeśli chcecie zobaczyć miasto w całej okazałości to polecamy wyjście na jedną z wież. Piękne zdjęcia panoramy całego miasta gwarantowane.
Główny plac miasta.
Bazylika św. Petroniusza, największy i najważniejszy kościół w Bolonii.
Przechodząc urokliwymi uliczkami miasta kierowaliśmy się powoli w stronę dworca autobusowego skąd mieliśmy odjazd do Florencji.
Na spaghetti w sosie bolońskim nie było już czasu ponieważ prawdziwa perełka północnych Włoch –Florencja, już na nas czekała.
DC