Po krótkiej przerwie w naszym hotelu wróciliśmy na Nathan Road i kierowaliśmy się w kierunku targu Ladies Market.
Jak widać Nathan Road jest dosyć zatłoczoną ulicą, ale dopiero tłumy w okolicy targu robiły wrażenie.
Ludzi było naprawdę sporo i ciężko stwierdzić ilu z nich to tak jak my turyści, a ilu to mieszkańcy Hong Kongu.
Na ulicy obok targu, tej na której jest tyle samo reklam co ludzi, można kupić praktycznie wszystko, są sklepy elektroniczne, sklepy z kosmetykami czy z ubraniami.
Targ rozciąga się na dużej długości, są to stragany z przeróżnymi rzeczami, pamiątkami, ubraniami, podróbkami wszystkiego. Prawie całe AliExpress w jednym miejscu. Dla przykładu, można było kupić zegarek Rolexa za kilkanaście złotych.
Nasze zakupy tam ograniczyły się tylko do pamiątek. Ciekawostką jest to, że ceny tamtych produktów są do negocjanci. Z ceny 280 dolarów hongkońskich można spokojnie zejść do 70 dolarów. Jeżeli już zapytasz o cenę jakieś pamiątki, niektórzy sprzedawcy nie pozwolą Ci odejść bez zakupu, obniżając cenę do takiej, którą możesz zapłacić.
Po przejściu całego targu kierowaliśmy się w stronę wybrzeża. W planie były nocne zdjęcia miasta oraz pokaz świateł, Symphony of Lights, który rozpoczynał się o 20.
Hong Kong Cultural Centre:
Fragment pokazu:
Pokaz świateł, któremu towarzyszyła muzyka, był dosyć ciekawy, chociaż spodziewaliśmy się czegoś więcej. Po zakończeniu rozpadał się deszcz i trzeba było szybko uciekać do metra. Podjechaliśmy w okolice naszego hotelu, jeden przystanek dalej niż zwykle, aby poszukać czegoś do jedzenia. Padło na restaurację, w której zdecydowaliśmy się na zupę z chińskimi pierożkami. Jedynym problemem był brak łyżek. Więc zupę mogliśmy zjeść albo pałeczkami albo widelcem. Na szczecie obsługa zauważyła nasz problem i dostaliśmy coś co można było uznać za prawie łyżki.
Po walce z zupą wróciliśmy do hotelu. Plan na następny, niestety ostatni dzień to między innymi taras widokowy na lotnisku Hong Kong, Aleja Gwiazd i Wzgórze Wiktorii na nocne zdjęcia.